Rodzina pięcioletniej Maggie Holt, zaledwie trzy tygodnie po wprowadzeniu się do nowego domu, ucieka z niego w środku nocy. Rodzice dziewczynki są przekonani, że dom jest nawiedzony, a ich córeczce grozi w nim śmiertelne niebezpieczeństwo. Pewnie nikt by im nie uwierzył, gdyby nie to, że budynek od dawna nie cieszył się dobrą sławą. Wydarzyło się w nim wiele tragedii i niewyjaśnionych śmierci. Kiedy więc ojciec Maggie wydaje książkę „Dom grozy” na podstawie ich niedawnych przeżyć, powieść staje się bestsellerem. Dwadzieścia pięć lat później dorosła już Maggie wraca na miejsce, chcąc rozliczyć się z przeszłością i udowodnić, że literatura wydana przez jej ojca to stek bzdur.
OKLEPANY MOTYW NAWIEDZONEGO DOMU
Sięgając po „Wróć przed zmrokiem” oczekiwałam horroru, albo chociaż thrillera. Niestety, trudno stworzyć literaturę trzymającą w napięciu, wykorzystując sztampowe motywy z historii o domach, w których straszy. Migające światła, nagle włączająca się muzyka, samodzielnie dzwoniące dzwoneczki, dziwne szuranie – sami przyznajcie, nie są to rzeczy, które zaskakują i chociażby w najmniejszym stopniu wzbudzają grozę.
Samo Baneberry Hall – posiadłość Holtów jest żywcem wyjęte z filmowych horrorów o domach z duchami. Najwyraźniej dusze zmarłych nie lubią ciasnych klitek i do dalszej egzystencji wybierają tylko wielopokojowe posiadłości, z ogromnych holem ozdobionym kryształowym żyrandolem, z okiennicami, kominkam i skrzypiącymi schodami. Cały czas miałam wrażenie, że już to gdzieś widziałam, już gdzieś o tym czytałam.
Zakładam, że autor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że duchy w starych domach nie są w stanie przestraszyć już zbyt wielu czytelników. I gdyby była to książka tylko o nadprzyrodzonych siłach, to pewnie po przeczytaniu kilku stron odłożyłabym ją na bok. Jak pewnie wiele innych osób. Bo kto realnie, siedząc w ciepłym, bezpiecznym mieszkaniu, mógłby odczuwać jakikolwiek strach, czytając, że komuś samo włączyło się światło albo niespodziewanie trzasnęły drzwi? Nakręcono o tym już tyle filmów i seriali, że chyba zdążyliśmy oswoić się z tym tematem.
SCEPTYCZNA MAGGIE RATUJE SYTUACJĘ
Jednak coś sprawiło, że chciałam czytać dalej i poznawać tę historię. Riley Sager na pewno wiedział, że czytelnicy nie nabiorą się na takie bajeczki. Stworzył więc sceptyczną postać Maggie, która konfrontuje się z opowieściami rodziców i poddaje w wątpliwość wszystko, co jej ojciec napisał w „Domu grozy”. Myślę, że większość czytelników będzie mogła utożsamić się z Maggie, która chciała dowiedzieć się, co wydarzyło się naprawdę. Czy ojciec stworzył tę historię tylko dla sławy i pieniędzy, czy kryje się w tym głębszy sens?
ŚWIETNA KONSTRUKCJA KSIĄŻKI
Bardzo podoba mi się konstrukcja książki. „Wróć przed zmrokiem” zawiera w sobie fragmenty „Domu grozy” napisanego przez ojca Maggie. Każdy przytoczony fragment książki dziewczyna konfrontuje ze współczesną rzeczywistością i stanem rzeczy w domu. Wypytuje mieszkańców miasteczka, czy opisane historie zdarzyły się naprawdę, przegląda zdjęcia, które mogłyby dokumentować opisane sytuacje, odnajduje stare sprzęty. Duży plus za taką kompozycję.
LEKKI NIEDOSYT
Mam trochę niedosyt po „Wróć przed zmrokiem”, bo jednak chciałabym poczuć odrobinę więcej emocji w trakcie jej czytania. I może gdyby autor stworzył trochę mniej sztampowy dom, żeby nie był kalką z dobrze znanych nam horrorów, to odbiór całości byłby lepszy. Ostatecznie otrzymujemy dosyć ciekawą, odrobinę kryminalną historię z wątkami psychologicznymi. Raczej dla fanów powieści psychologicznych i obyczajowych niż dla żądnych mroku i mocnych wrażeń.
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.