Wydawcy często zarzekają się, że nie będzie dodruku jakiejś gry i chętnym do jej nabycia pozostaje tylko polowanie na egzemplarze z drugiej ręki. Tak było między innymi z Porami roku. Skończył się nakład i tytuł miał już więcej nie wrócić na sklepowe półki. Jednak całkiem niedawno podano informację, że jeszcze w tym roku gra pojawi się w regularnej sprzedaży. Dlatego postanowiłam napisać kilka słów o Porach roku, żebyście wiedzieli, czy warto dołączyć je do swojej kolekcji. Mimo że w tej sytuacji nie będą już ani perełką, ani rarytasikiem, ani tym bardziej białym krukiem czy inwestycją (chlip, chlip).
Fabularnie wcielamy się w czarnoksiężnika, który bierze udział w trzyletnich zmaganiach o tytuł Arcymaga królestwa Xidit. Aby się to udało musimy zbierać magiczne przedmioty i przywołać swoich najwierniejszych kompanów.

INSTRUKCJA – WIELKIE BRAWA
Zacznę nietypowo, bo od instrukcji. Pory roku maja chyba najlepszą instrukcję, jaką do tej pory czytałam. Przejrzysta, logiczna, prosto napisana. Każdy ruch, każda faza rozgrywki i cały przebieg gry przedstawiono klarownie. Najważniejsze kwestie zostały opatrzone rysunkami, co ułatwia ich zrozumienie. Dodatkowo dokładnie opisano każdą kartę i jej działanie. Jeśli w trakcie czytania objaśnień, pojawią się jakieś pytania, gwarantuję, że odpowiedź na nie, znajdziecie w dalszej części instrukcji. Po jej przeczytaniu nie powinniście mieć już żadnych wątpliwości, co do rozgrywki. Można siadać do stołu i zaczynać zabawę.

TWORZENIE TALII – WAŻNY ELEMENT ROZGRYWKI
Pory roku to planszówka, w której duże znaczenie ma draft. W pierwszej fazie gry każdy gracz dostaje 9 kart, wybiera jedną, a resztę przekazuje graczowi obok i tak aż do momentu, kiedy każdy wybierze 9 kart, z którymi rozpocznie grę. Wtedy musi je podzielić na 3 stosy. Każdy stos będzie aktywowany w kolejnym „roku” – fabularnie rozgrywka trwa przez 3 lata. Instrukcja sugeruje, które karty wybrać do pierwszej rozgrywki i jak podzielić talię, ale jeśli regularnie gracie w planszówki, na pewno poradzicie sobie bez tego.
Nie przepadam za karciankami, które praktycznie w całości składają się z draftu – jak. np. 7 Cudów Świata czy Sushi Go Party. Jednak jeśli jest to tylko element gry, jak w Porach Roku, uważam to za ciekawe urozmaicenie.
Kiedy każdy gracz utworzy już swoją talię, rzucamy kośćmi. Następnie po kolei wybieramy po jednej kości. Za każdym razem, gdy gracze wybiorą swoje kości na stole zostaje jedna kość określająca ile miesięcy na kole pór roku właśnie minęło i czy dalej zostajemy w danej porze roku, czy przechodzimy do kolejnej.
KOŚCI A NASZE DZIAŁANIA
Symbole znajdujące się na kościach określają nasze działania. Mogą one być nastepujące:
- Gromadzenie energii: bierzemy z banku 1 określony z czterech możliwych żetonów energii. Później możemy wymieniać je na kryształy, czyli po prostu punkty, które zadecydują o naszym zwycięstwie.
- Zbieranie kryształów – dodanie do swojej puli określonej liczby punktów.
- Zwiększanie mocy przywołania – poziom wskazuje ile maksymalnie kart możemy zagrać. Jest to bardzo fajne utrudnienie. Nie możemy wyłożyć wszystkich kart, jak leci, jeśli nasza moc przywołania jest zbyt niska.
- Dobranie karty.
- Przemienienie energii – wymiana żetonów na kryształy. Ich wartość zmienia się razem z porami roku. Za przemianę wody zimą dostaniemy tylko jeden kryształ, ale jesienią aż trzy kryształy!

COŚ DLA FANÓW BŁYSKOTEK?
No i właśnie – kryształy. Przy nich zatrzymam się trochę dłużej, bo to chyba jedyne rozczarowanie dotyczące tej gry. Jeśli czytaliście moje recenzje Ishtar albo Everdell, to wiecie, że uwielbiam gry, które zawierają elementy przypominające kamyczki, kryształy czy inne świecidełka. Przeczytałam w instrukcji: kryształy, więc od razu jaranko i szukam tych kryształów. Nie ma! Oszukano mnie! Okazało się, że te kryształy to po prostu punkty na planszy. Nie wiem, jaki geniusz wpadł na to, żeby cyferki na kartoniku nazwać kryształami, ale TAK SIĘ NIE ROBI.
KARTY
Karty dzielą się na dwa rodzaje – magiczne przedmioty i kompani. Dzięki nim możemy wykonywać różne akcje, a na koniec zdobyć punkty, Ale uwaga, niektóre karty „dają” punkty ujemne! Dodatkowo wiele z nich ma działanie negatywne, więc droga do zwycięstwa może być wyboista. Działania kart są zróżnicowane, ale jednocześnie dobierając odpowiednich kompanów i przedmioty możemy wykręcić niejedno fajne combo.

WIĘCEJ ZALET
Rozgrywka, szczególnie przy dwóch osobach, jest bardzo dynamiczna. Dłużej trwa tylko faza doboru kart na początku, ale jeśli dobrze zapoznamy się z kartami w trakcie kilku rozgrywek, podejmowanie decyzji będzie na pewno szybsze. Dodatkowi gracze wydłużają czas rozgrywki, ale mimo to powinniśmy zamknąć się w dwóch godzinach.

Niewątpliwą zaletą Pór Roku jest to, że można ją rozłożyć dosłownie w 5 minut. Po pierwsze nie ma w niej wielu elementów, a po drugie posiada ona insert, który usprawnia całą operację. Przy tym całość zajmuje niewiele miejsca. Dlatego jeśli macie ograniczony czas, ale jednocześnie chcecie pograć w coś bardziej rozbudowanego niż np. Azul czy Splendor, to Pory Roku będą dobrym wyborem.

PODSUMOWANIE
Podsumowując: w Porach roku znajdziemy karty, kości, a do tego nietuzinkową, okrągłą planszę wskazującą między innymi upływ czasu. Jest bardzo kolorowo i przyjemnie dla oka. Zasady przedstawiono zrozumiale w przejrzystej instrukcji, a dobór wielu różnorodnych mechanik – między innymi rzucanie i dobieranie kości, draft kart czy zarządzanie ręką – sprawia, że to tytuł ciekawy i oryginalny. Niezależnie od tego, w której porze roku ta planszówka ponownie pojawi się w sklepach – polecam dołączyć ją do swojej kolekcji.
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.