Gra planszowa to świetny prezent na każdą okazję, a na Dzień Dziecka to już w ogóle! Dlatego mam dla Was kilka propozycji na to zbliżające się wielkimi krokami święto. A jeżeli już przygotowaliście podarunki dla swoich pociech, to też zapraszam, bo znajdziecie tu kilka kieszonkowych gier, które świetnie sprawdzą się na wszystkich wyjazdach. Przed nadchodzącym latem będą jak znalazł. Poniżej krótko opisałam planszówki, w które uwielbia grać moje prawie siedmioletnie dziecko. Kilka tytułów mogę śmiało polecić do rozgrywek między dorosłym, tak więc zostańcie, nawet jeśli 1. czerwca wciąż tylko przyjmujecie, a nie wręczacie prezenty .
Z reguły rzadko wybieram gry przeznaczone wyłącznie dla dzieci. Skoro ja też mam grać, to niech obie strony dobrze się bawią, prawda? Zresztą Sebastian bardzo lubi przyłączać się do nas, kiedy siadamy do bardziej skomplikowanych tytułów. Świetnie sobie radzi w Welcome to…Miasteczko marzeń, a w Zamki Burgundii nawet udało mu się nas ograć. Tak więc warto testować różne tytuły na swoich dzieciach (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi) i miło się zaskoczyć.
Pod podsumowaniem każdej pozycji znajdziecie również opinię eksperta w dziedzinie gier dla dzieci.
Colt Express
Kupiłam tę grę z myślą o sobie. Ale Sebastian szybko złapał bakcyla i codziennie chciał rozkładać pociąg na stole. Z tego względu Colt Express zdecydowanie już mi się przejadł. Mojemu synowi niestety nie.
Zamiast standardowej planszy dysponujemy tekturowymi wagonami i lokomotywą, w których znajdują się worki z pieniędzmi i brylanty. Każdy gracz wciela się w postać bandyty, który ma za zadanie zdobyć jak najwięcej wartościowych fantów.
Gra ma ciekawą mechanikę – w każdej rundzie po kolei wykładamy na stół karty (każdy gracz po jednej w swojej kolejce) z naszymi akcjami – np. przemieszczenie się między wagonami, strzał, zabranie kosztowności. Liczba kart zależna jest od danej rundy, ale zwykle jest ich około pięciu, czyli przy trzech graczach na stole kładziemy 15 kart. Jednak akcji nie wykonujemy od razu, tylko w momencie, gdy karty wszystkich graczy znajdą się już na stole. Wtedy wykładamy je, zaczynając od pierwszej od dołu, odtwarzając przebieg naszych wcześniej zaplanowanych działań. Jest w tym dużo śmiechu i zabawy, bo czasami na stole kładziemy zakryte karty, albo nie pamiętamy, jaki ruch zrobił nasz przeciwnik i na końcu może okazać się, że planowaliśmy do kogoś strzelić, a ta osoba już dawno opuściła nasz wagon. Planszówka całkiem dobrze działa na trzy osoby, ale przy większej liczbie graczy zyskujemy dużo więcej interakcji i zaskakujących zwrotów wydarzeń.
Opinia Sebastiana: Jest super i ma w sobie dużo pociągu, przestępstw i pieniędzy.

Takenoko
O Takenoko pisałam już wcześniej. Pełną recenzję gry z uroczą pandą znajdziecie TUTAJ. Cudownie kolorowa, pięknie wydana, świetna zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Opinia Sebastiana: Jest super, jest w niej dużo bambusów i ogrodników. Panda zawsze chce ukraść bambusa. (Ogrodnik jest jeden jakby co ).

Król Popiel
W czasach podstawówki naparzałam na Pegasusie w Tetris, a że Król Popiel to głównie dopasowywanie do siebie takich tetrisowych kafelków, to gra bardzo przypadła mi do gustu. Zasady są banalne – musimy przegonić Popiela na szczyt wieży. Robimy to, układając kolejne kafelki z myszami. Im lepiej je dopasujemy, tym więcej punktów zdobędziemy. Świetna alternatywa dla puzzli.
Opinia Sebastiana: Jest super, jest dużo myszy. Trzeba myszkami złapać Pana Popiela.

Wirus
Karcianka, która święci tryumfy na facebookowych grupach z grami dla dzieci. I nic dziwnego, bo jak na tak proste zasady, gra daje mnóstwo frajdy. W talii znajdują się różne części ciała, wirusy, antybiotyki i karty akcji. Naszym zadaniem jest stworzenie ciała składającego się z czterech zdrowych narządów. Nie jest to takie łatwe, bo nasi przeciwnicy mogą zaatakować nas wirusami, ukraść nam jakiś element np. serce, albo zamienić swoje ciało z naszym! Wstyd się przyznać, ale Sebastian bardzo często nas ogrywa. Gra jest dynamiczna i po jednej rozgrywce zawsze mamy ochotę na rewanż albo nawet trzy kolejne partie. Polecam też dodatek – Wirus 2, który wprowadza nowe karty akcji, zmutowane wirusy i silniejsze antybiotyki. Dzięki nim rozgrywka staje się bardziej strategiczna.
Opinia Sebastiana: Jest bardzo super zaraźliwa.

Kto to zrobił?
Chyba każde dziecko, ku wielkiej radości rodziców, przechodzi okres fascynacji tematami fekalnymi. Można to po prostu przeboleć, a można kupić karciankę Kto to zrobił?. Każdy z nas trzyma w ręce pakiet zwierzątek, pierwszy gracz wypowiada hasło: tego nie zrobił mój (na przykład) kot tylko czyjś (na przykład) chomik. Wtedy inna osoba jak najszybciej musi wyrzucić na stół swojego chomika i zwalić winę na innego zwierzaka. Gra toczy się do momentu aż ktoś zostanie z jednym zwierzakiem na ręce i wtedy wiadomo, że to on zabrudził pokój, albo kiedy ktoś wymieni zwierzaka, którego nikt już nie ma w swojej talii. Przegrany dostaje znacznik kupy.
Ten tytuł świetnie ćwiczy pamięć i refleks i dostarcza dużo śmiechu. Godne uwagi jest też magnetycznie zamykane pudełko. Mimo tematu, graficznie gra prezentuje się świetnie. Tym bardziej, że każde zwierzątko spogląda na nas wzrokiem pod tytułem „to nie ja, przysięgam”.
Opinia Sebastiana: W tej grze bardzo śmierdzi i klienci tego nie lubią. Jest super, ale gramy do trzech kupek, a kupki śmierdzą i przegrywasz.

Cortex
Ja akurat średnio przepadam za tą pozycją, ale moje dziecko owszem. Do dyspozycji mamy talię kart z różnymi zadaniami na spostrzegawczość. Po zdobyciu dwóch kart tego samego typu dostajemy jedną część mózgu, a kiedy zbierzemy cztery, wygrywamy. Daną kartę otrzymujemy, jeżeli jako pierwsi położymy na niej rękę i podamy prawidłowe rozwiązanie zagadki. Zestaw zawiera także bonusowe karty z wypukłą fakturą. To jest chyba mój ulubiony element tej gry. Z zamkniętymi oczami, za pomocą dotyku musimy zgadnąć, jaki obrazek znajduje się pod naszymi palcami.
Wyrównana rywalizacja z młodszymi graczami może być trudna i prawdopodobnie będziemy musieli hamować się, żeby nie zdobyć prawie wszystkich kart, jeżeli nie chcemy całkowicie sfrustrować naszego dziecka. Ja preferuję rozgrywkę bez dawania forów, więc może dlatego nie przepadam za Corteksem. Chociaż teraz coraz częściej zdarza się, że Sebastian dostrzega różne szczegóły szybciej niż ja, to jeszcze rok temu musiałam cierpliwe czekać, aż jako pierwszy położy rękę na karcie. Jednak jako propozycja dla rodzeństwa w podobnym wieku sprawdzi się na pewno świetnie.
Opinia Sebastiana: Trzeba dużo myśleć. Naukowcy są w nią bardzo dobrzy.

Fasolki
O Fasolkach wspominałam przy okazji recenzji gry Reyhkholt, którą możecie przeczytać TUTAJ. Naszym zadaniem jest sadzenie fasolek, a potem zbieranie ich i sprzedawanie za konkretne kwoty. Gra zawiera element licytacji albo raczej targowania, dzięki któremu gra staje się bardzo emocjonująca. Możemy sprzątnąć naszemu przeciwnikowi sprzed nosa najlepsze kąski. O ile oczywiście osoba, z którą chcemy dobić targu będzie wystarczająco przekupna, a nasze fasolki odpowiednio atrakcyjne. Rozgrywka z dziećmi to przyjemna zabawa, ale z dorosłymi zamienia się w zażartą rywalizację. Dlatego Fasolki sprawdzą się też w roli imprezówki.
Opinia Sebastiana: Jak ją kupiliśmy, to karty trochę śmierdziały. Fasolki dają pieniądze. Ogrodnik jest zawsze supcio.

Dobble
Nie wiem, czy tę grę trzeba komuś przedstawiać. Mam wrażenie, że wszyscy ją znają. Świetnie się sprawdzi na czas podróży pociągiem albo samolotem. Malutkie pudełeczko, minimum zasad i fantastyczna zabawa. Możliwości rozgrywki jest kilka, ale w każdej chodzi o to, żeby dopasowywać obrazki z naszych kart do tych samych obrazków na innych kartach. Ćwiczy spostrzegawczość i refleks.
Opinia Sebastiana: Trzeba dużo patrzeć.

Mam nadzieję, że trochę Was zainspirowałam i jakiś młody planszówkowicz otrzyma satysfakcjonujący prezencik.
Na mojego małego eksperta z okazji 1. czerwca czeka planszówka Zombie Kidz. Już mnie nosi, żeby ją otworzyć, bo słyszałam o niej same pochlebne opinie i jestem bardzo ciekawa, co to za fenomen. Tak że stay tuned, niedługo na pewno recenzja.
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.