Kalina Serce – najmłodsza z rodu, współczesna 30-latka próbująca poskładać w całość losy kobiet, których krew płynie w jej żyłach.
Violetta – w swojej wyobraźni jest wielką gwiazdą z wianuszkiem adoratorów, karierą i wspaniałym życiem. Bo tego jest godna i na to zasługuje. Świat jednak wciąż rzuca jej kłody pod nogi i sukcesy omijają ją szerokim łukiem. I to świat jest wszystkiemu winien. A przynajmniej tak to wygląda w jej oczach.
Barbara – matka Violetty, dzieciństwo spędziła w sierocińcu. Jej dalsze życie to głównie walka o przetrwanie i zbieranie „przydasiek”, czyli gromadzenie wszystkiego na czarną godzinę. Opiekuje się Kaliną, kiedy Violetta znika z domu w poszukiwaniu lepszego życia. Swoim wyglądem i zachowaniem u schyłku życia przypomina kocie babcie z Ciemno, prawie noc.
Berta – prababcia Kaliny, wychowywana przez ojca rzeźnika. Pochłonięta wielkim uczuciem do tajemniczego przybysza, zdobywa się na czyn, o którym będzie głośno jeszcze przez długie lata.
Joannę Bator bardzo cenię i uwielbiam jako pisarkę. Jej historie oczarowały mnie już niejednokrotnie. Szczególnie Piaskowa góra i Chmurdalia. I chociaż Gorzko, gorzko ma wiele cech wspólnych z tymi książkami – jest historia kilku pokoleń, są nietuzinkowe postaci kobiece, a akcja dzieje się między innymi w Wałbrzychu – to tym razem czegoś zabrakło.
W Gorzko, gorzko opowieść rozwija się dosyć powoli i mało porywająco. Podobnie z bohaterami – zanim odkryją swoje karty w pełni, sprawiają wrażenie trochę nijakich i mało przekonujących. Co prawda Bator rzuca nam co chwilę haczyki mające nas zaintrygować, wskazówki rodzące w naszych głowach domysły, ale w moim odczuciu trwa to wszystko za długo. Później jest już zdecydowanie lepiej i kilka wątków – szczególnie tych o zabarwieniu kryminalnym i miłosnym to doskonała pisarska robota. Jednak to, co pomiędzy nimi, smakuje zbyt mdło.
Cały show zdecydowanie skradła Violetta. Niesamowicie irytująca w obwinianiu świata za swoje niepowodzenia, a jednocześnie budząca litość. Bo nikt jej nie pokochał i nie pokazał, jak kochać samą siebie. Violetta chciałaby być pewną siebie, niezależną i światową kobietą, a wciąż jest dziewczynką prosząca o odrobinę uwagi. I jest w tym tak rzeczywista i autentyczna, że pozostałe bohaterki przy niej bledną. Szczególnie nijaka wydaje się Kalina spisująca rodzinną historię. Ale chyba taka rola narratora. W Matkach i córkach Ałbeny Grabowskiej (recenzja tutaj) najmłodsza kobieta z rodu starająca się odkryć rodzinną tajemnicę, również była postacią najmniej interesującą.
Trudno byłoby wymyślić tytuł lepiej oddający wydźwięk całej powieści. Tak jak w innych rodzinach z pokolenia na pokolenie przekazywane są przedmioty, pamiątki, listy czy historie, tak tutaj na każdą z kobiet przechodził brak miłości. A jeśli nawet którejś udało się ją poczuć, to w jakiejś wątłej formie z gorzkim posmakiem.
Liczyłam, że zakocham się w tej książce tak samo, jak we wcześniejszych powieściach Bator z Wałbrzychem w tle, niestety tak się nie stało. Niemniej Gorzko, gorzko warto przeczytać dla samej Violetty oraz niezwykłego motywu łączącego jej matkę i babcię.
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.