Macie rękę do roślin? Ja mam. Bardzo ciężką. Wystarczy kilka miesięcy, żeby dowolny kwiat będący pod moją opieką zginął marnie. A przecież warunki ma doskonałe – odpowiednie nasłonecznienie, temperaturę, nawodnienie. Podziwiam więc ludzi, którzy mogą się pochwalić dorodną zielenią w swoich domach. A tych, którym sztuka uprawy roślin udała się w ekstremalnych warunkach, śmiało mogę nazwać magikami. I tu przechodzimy do Davidów Copperfildów ogrodnictwa – czyli tych, którzy potrafią uprawiać rośliny na pustyni. Bo właśnie o to chodzi w grze Ishtar. Stworzyć na piaszczystym terenie najwspanialszy obszar zapełniony kwiatami i drzewami.
Bruno, ach ten Bruno
Za grę odpowiada między innymi Bruno Cathala. Każda jego planszówka, która trafia w moje ręce, zostaje w moim serduszku na długo. Najpierw był Abyss z pięknymi perełkami, później Kanagawa i relaksujące tworzenie pejzaży, następnie 7 Cudów Świata Pojedynek z Panteonem. Czy Ishtar dotrzymuje kroku swoim poprzedniczkom?
Zanim zagramy
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy po otworzeniu pudełka to wypraska. Jest idealnie zaprojektowana, wszystkie elementy mają swoje miejsce i przy składaniu planszy dokładnie wiemy, gdzie poszczególne komponenty powinny trafić. Za to duży plus.
Przy rozkładaniu gry jest już trochę gorzej. Plansza składa się z kilku części. Z jednej strony to zaleta, bo przy każdej rozgrywce mamy inny układ pól. Z drugiej – poszczególne elementy lubią się od siebie odsuwać, co bywa irytujące. Chyba nikt nie lubi dziur na planszy. Oprócz tego przed rozpoczęciem gry musimy na wielu polach rozłożyć małe klejnoty. Wizualnie są one przepiękne i prezentują się naprawdę wspaniale, ale wykładanie ich na stół, to nieco nużące zadanie. Jednak kiedy już się z tym uporamy, pozostałe przygotowania powinny pójść gładko i możemy zasiadać do gry.

Zasady są proste i jasno opisane, można więc śmiało zapoznawać z nią nowych graczy. A warto, bo mimo, że Ishtar całkiem dobrze działa na dwie osoby, to jednak najlepsza zabawa jest przy pełnym składzie, czyli czterech graczach. A dlaczego? Bo główna mechanika to area control, więc im więcej osób walczy o zagarnięcie danego terenu, tym zabawniej i tym więcej trzeba się nagłówkować.
Przebieg gry
Na planszy znajdują się fontanny, wokół których musimy budować nasze ogrody. Robimy to układając kafelki roślinności zabierane ze wspólnej puli. Pojedynczy kafelek musimy położyć na planszy w taki sposób, żeby stworzył jak największą grupę z innymi kafelkami. Najlepiej jeśli są one pilnowane przez naszego asystenta. W takim przypadku, jeśli kwietnik będzie miał najwięcej kwiatowych pól, przejmiemy kontrolę nad fontanną i zdobędziemy za nią punkty. Jeżeli rozróżnienie kwietnika, ogrodu i pól kwiatowych jest dla Was niejasne, to nie martwcie się, instrukcja to wyjaśnia. Chociaż ja przy pierwszej grze też miałam lekki mętlik w głowie.

Dla dociekliwych:
- Kwietnik to nieprzerwana grupa pól kwiatów.
- Ogród to grupa sąsiadujących ze sobą kafelków. Przynajmniej jeden dotyka fontanny.
- Pole kwiatowe to pojedyncze, okrągłe pole na kafelku.
Dopasowywanie kafelków sprawia dużo frajdy, bo określone zasady nie zawsze pozwalają nam na położenie ich tam, gdzie byśmy najbardziej chcieli. Trzeba więc kombinować! Przed umiejscowieniem kafelka zabieramy klejnoty z pól, na które go położymy. Możemy je przeznaczyć do wykonania akcji specjalnych – na przykład rezerwacji kafelka czy otrzymania punktów za niewykorzystanego asystenta. Klejnoty pozwalają również posadzić drzewa, które mogą na przykład zablokować naszemu przeciwnikowi dalszą rozbudowę jego ogrodu lub dostarczyć nam dodatkowe punkty na koniec. Ishtar zwiera więc niewielki element negatywnej interakcji. Zresztą już sama walka o dany obszar sama w sobie nie jest neutralna.
Przy pełnym składzie spędzimy nad planszą do dwóch godzin. I będzie to bardzo przyjemnie spędzony czas. Co na to wpływa? Przede wszystkim mechanika układania kafelków. Musimy przemyśleć, czy położyć kafelek tutaj i rozbudować kwietnik? A może obok i zgarnąć więcej klejnotów, za które posadzimy drzewo? A drzewo powinno zbierać punkty dla nas, czy przeszkodzić przeciwnikowi? A może klejnoty przeznaczyć na jakąś akcję specjalną? Tylko która opłaca mi się najbardziej?
Co jeszcze?
Smaczku rozgrywce dodaje też to, że walczymy z przeciwnikami o władzę nad fontanną. Musimy zadecydować, czy spokojnie sadzić roślinki przy mniej wartościowej fontannie, czy pchać się do tej najcenniejszej. W tej grze często sprawdza się zasada – gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
I oczywiście – grafika i komponenty. Całość utrzymana w piaskowych kolorach wprowadza nas w pustynny klimat. Rysunki drzew są bardzo fantazyjne, a drewniane drzewka, które stawiamy na planszy, mają świetny kształt. Komponenty wykonano solidnie, a moja natura sroczki kazała mi pokochać klejnociki przypominające kolorowe szkiełka. Bardzo przypominają mi bryłki żywicy z Everdell (tutaj recenzja).

Kiedy patrzę na Ishtar. Ogrody Babilonu, to myślę, że to idealna gra na prezent. Piękne pudełko i komponenty, solidne wykonanie, krótka instrukcja i przyjemna rozgrywka. Czego chcieć więcej?
Spodobał Ci się wpis? Będzie mi miło, jeśli polubisz Zero amperów na FB i Instagramie.