Zdarzyło Wam się kiedyś, że po przeczytaniu jakiejś książki, obejrzeniu filmu, spektaklu czy serialu buzowały w Was tak silne emocje, że chcieliście podzielić się swoimi doświadczeniami z kimś, kto czytał lub oglądał to samo? Ja właśnie dokładnie tak się czuję po skończeniu „Szczeliny”. Mam ochotę wykrzyczeć (wypisać) to wszystko tutaj z najdrobniejszymi szczegółami. Ale nie będę taka. Bo kto chciałby być niszczycielem dobrej zabawy (pogromcą uśmiechów dzieci)? Na pewno nie ja, a obawiam się, że szersze omawianie fabuły, mogłoby tę zabawę – jeśli w tym kontekście można użyć tego słowa – popsuć. Postaram się więc dać Wam tylko ogólny zarys i skupić na tym, jak „Szczelina” na mnie wpłynęła.
Emocje, że ho ho!
Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam podobne odczucia w trakcie jakiejkolwiek lektury. A czytam sporo kryminałów, w których napięcie jest duże, rozwój akcji często błyskawiczny, a mimo to żadnemu nie udało się wciągnąć mnie w swoją treść aż tak. Najbliżej tego, co czułam teraz, byłam chyba w trakcie czytania reportaży wojennych. Chociaż tematyka tych książek nie ma ze sobą nic wspólnego, to spowodowały one u mnie podobny ścisk żołądka, gulę w gardle i przyśpieszone tętno.
Nie miałam co do „Szczeliny” żadnych oczekiwań. Przeczytałam tylko fragment opisu książki czy jakiejś pochlebnej opinii, ale nic, co zapisałoby się w mojej głowie na półce „must read”. Zupełnie więc nie spodziewałam się tego, co dostałam. Jednak teraz mam pewność, że chociaż było to moje pierwsze spotkanie z Josefem Kariką, to na pewno nie ostatnie.
Tajemnicza Trybecz
Czy słyszeliście kiedyś legendy na temat Trybeczy? Bo właśnie to pasmo górskie na Słowacji jest punktem zaczepienia dla całej historii. Ja pierwszy raz zetknęłam się z tym tematem, bo nie jestem wielką fanką nadprzyrodzonych zjawisk ani nawet gór. Jeżeli jednak chociaż trochę interesujecie się niewyjaśnionymi zdarzeniami, może obiło Wam się o uszy, że Trybecz jest swoistym Trójkątem Bermudzkim. Od lat giną tam ludzie i trudno wyjaśnić z czym wiąże się ich zniknięcie, bo wielu ciał nigdy nie odnaleziono. Najbardziej racjonalnym wytłumaczeniem jest oczywiście to, że zimą (bo wtedy notuje się najwięcej zaginięć) w górach, w dodatku w gęstym lesie to żadna sztuka zabłądzić, a później umrzeć z głodu i zimna. Ale jeżeli spojrzeć na to szerzej, można też dostrzec fakty, które niekoniecznie pokrywają się z ludzką logiką. I właśnie to – mówiąc w największym możliwym skrócie – znajdziecie w „Szczelinie”.
Nie tylko dla fanów horroru
“Szczelina” klasyfikowana jest jako horror, ale nie będzie tu duchów, potworów ani przybyszów nie z tego świata. Znajdziecie tu za to najpotężniejszy rodzaj strachu, czyli taki, który rodzi się w naszej psychice i przejmuje w swoje posiadanie nasze racjonalne myślenie. Do mnie przemawia to bardziej niż fantastyczne stwory, bo jest realne, a przez to bardziej przerażające.
Swego czasu codziennie oglądałam filmy na kanale Niediegetyczne. Pochłonęłam ich tyle, że wychodząc z domu słyszałam w głowie głos narratora — Był bezchmurny poranek. Nikt nie podejrzewał, że właśnie TEGO dnia Urszula B. nie wróci więcej do rodzinnego domu. Jeżeli znacie ton i sposób wyrażania się właściciela tego kanału, to na pewno wiecie, o co mi chodzi. Lubiłam też opowieści Karoliny Anny o niewyjaśnionych sprawach kryminalnych. Jeżeli więc takie klimaty są Wam bliskie, „Szczelina” to zdecydowanie coś dla Was. Swoich zwolenników znajdzie też na pewno wśród fanów serialu „Dark”. Tu również znajdziecie teorie o przenikaniu światów i drzwiach do innych wymiarów.
Nie będę zdradzać Wam niczego z fabuły, ale jeżeli szukacie książki, która naprawdę Was wciągnie, to z czystym sumieniem mogę polecić „Szczelinę”. Najlepiej po prostu po nią sięgnąć i dać się ponieść narracji. Nie rozpatrywać tego w kategorii „wierzę albo nie wierzę”, tylko po prostu wsiąknąć w opowiadaną historię.
Ja w każdym razie chyba nie dałabym się namówić na zimową wyprawę w Trybecz. Wiecie, nie wierzę w to, ale po co ryzykować . Poza tym nie lubię górskich wędrówek. Ale jeśli Wam wystarczy odwagi, koniecznie podzielcie się doświadczeniami. O ile oczywiście wrócicie. W pełni sił fizycznych i umysłowych.
Jeżeli ktoś jest lub będzie po lekturze „Szczeliny”, chętnie podejmę burzliwą dyskusję na jej temat!
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.