Chyba każdy miał w swoim życiu taki moment, w którym pomyślał a gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? I pewnie większość jak pomyślała, tak nie zrobiła. Ale byli też tacy, którzy faktycznie postanowili zostawić dotychczasowe życie i wyjechać. Czasami rzeczywiście były to Bieszczady, a czasami Mazury, Góry Izerskie lub inne miejsce, w którym odnaleźli to, czego zabrakło w mieście. I o takich właśnie ludziach jest „Cisza i spokój”.
Autorka spotykała się z osobami, które porzuciły życie mieszczucha na rzecz wsi i przelała na papier ich doświadczenia. Dowiemy się, co nimi powodowało, czy zawsze o tym marzyli, jak odnaleźli się w nowej rzeczywistości, jakie ponieśli koszty finansowe i towarzyskie. W jaki sposób zarabiają teraz na swoje utrzymanie, jak ich wyobrażenia mają się do prawdziwego życia i czy żałują swojej decyzji. Opowiedziane historie są zazwyczaj krótkie i nie wyczerpują tematu. Jednak doskonale pokazują, czego można spodziewać się z dala od wielkich miast.
Książka-drogowskaz
„Ciszę i spokój” nazwałabym nie tyle poradnikiem, co drogowskazem. Każdy, kto zastanawia się nad zamieszkaniem bliżej przyrody, po lekturze tej książki powinien wiedzieć, w którym kierunku się udać.
Być może dotychczasowe marzenia o agroturystyce okażą się dla kogoś zbyt kosztowne. Ale za to utrzymywanie się z rękodzieła w skromnym domu wybudowanym w dużej mierze samodzielnie będzie na wyciągnięcie ręki? Wiele osób zrozumie też pewnie, że wieś to nie romantyczna sielanka, tylko ciężka praca od świtu do nocy i postanowi zostać w swoim bezpiecznym lokum z centralnym ogrzewaniem i puchatym kotem zamiast rozbrykanej kozy. W końcu coroczne wakacje nad jeziorem też są w porządku.
Książka została pięknie wydana. Wzrok przyciąga juz sama okładka ze złotym tytułem. Strony ozdobiono rysunkami roślin, a tekst opatrzono zdjęciami miejsc, o których mowa. Zwykle decyduję się na zakup e-booka, ale w tym wypadku nie mogłam oprzeć się wersji papierowej. Każda historia zaczyna się informacją o kosztach i miejscu osiedlenia, a kończy radami od bohaterów opowieści. Powiedzą nam, na co zwrócić uwagę przy poszukiwaniu nowego domu, jakie kruczki prawne mogą nas zaskoczyć i na jakie niewygody i niespodziewane sytuacje trzeba się przygotować.
Wieś jak kwarantanna
Czytając „Ciszę i spokój” cały czas miałam w głowie myśl, że czas kwarantanny był dobrym pierwszym sprawdzianem dla wszystkich, którzy rozważali wyprowadzkę na łono przyrody. Bo daleko od miasta też musimy przygotować się na brak rozrywek takich jak kino, teatr, koncert czy kolacja w restauracji. Na wsi też musimy spędzać cały dzień samotnie lub tylko ze swoją rodziną. Powinniśmy też umieć robić zapasy. Często wyjazd do sklepu to większa wyprawa, która na przykład w przypadku zasypania śniegiem okaże się niemożliwa. Jeśli więc nieustanne przebywanie z tymi samymi osobami, sporadyczne zakupy i brak nocnego życia były dla Was udręką, prawdopodobnie nie odnajdziecie się na wsi.
Inspirujące historie
Nawet jeśli nie czujecie potrzeby ucieczki z miasta, polecam Wam ten tytuł. Same historie i anegdoty o trudnych początkach i zaskakujących wydarzeniach są bardzo ciekawe. Czasami mogłyby być opisane szerzej, ale i tak czyta się je przyjemnie. Być może odwiedzicie któreś z opisanych miejsc, albo zainspirujecie się do prowadzenia przydomowego ogródka albo własnej produkcji serów. Na końcu całej książki znajdziecie przydatne linki, spis miejsc wartych odwiedzenia i listę produktów, których powinien spróbować każdy smakosz.
Każda z opowiedzianych historii jest inna, ale większość z nich łączy jedno – pozytywna energia wynikająca ze spełniania marzeń i osiągnięcia harmonii. Nawet jeśli wcześniej musiały zostać okupione wielkim wysiłkiem. Sprawdźcie, czy Wasza wewnętrzna cisza, której szukacie, również znajduje się na wsi.
Spodobał Ci się wpis? Będzie mi miło, jeśli polubisz Zero amperów na FB i Instagramie.