Około 350 milionów ludzi choruje na depresję. Tak jak Esther – bohaterka „Szklanego klosza”. Co roku 800 tysięcy osób popełnia samobójstwo. Tak jak Sylvia Plath – autorka „Szklanego klosza”.
Esther ma 19 lat, jest utalentowaną, piękną dziewczyną, która przyjeżdża na miesięczny staż do redakcji magazynu w Nowym Jorku. Uwielbia pisać i przychodzi jej to z łatwością. Cieszy się powodzeniem u chłopców. Poznaje nowe koleżanki, jest zapraszana na bankiety i wyjścia do nocnych klubów. Ma przed sobą całe życie, niejedna nastolatka chciałaby być na jej miejscu. A przynajmniej tak myślą ludzie, którzy patrzą na nią z zewnątrz.
O co ci chodzi? Masz przecież wszystko
I tak pewnie myśli wielu dorosłych patrzących na dorastające dzieci. Widzą swoje potomstwo wychowywane w pocie czoła, któremu nieba się uchylało, któremu dawało się wszystko – ubrania, zabawki, rozrywki. Za ciężko zarobione pieniądze. A one co? Niezadowolone, apatyczne, leniwe. Wzięłyby się lepiej do roboty. Depresja? Spotkaj się ze znajomymi, idź pobiegaj, zajęcie jakieś sobie znajdź, od razu będzie ci lepiej.
Nauczyciele też patrzą i też widzą, że opuściła się w nauce. Na pewno z lenistwa, albo w złe towarzystwo wpadła. Oj, ta dzisiejsza młodzież.
Depresja otuli cię jak kokon
To nie jest tak, że Esther „wpadała w otchłań szaleństwa”, jak napisano na okładce książki. Bo to brzmi mocno i kontrowersyjnie. Próżno szukać tam wybuchów i napadów agresji, które z szaleństwem się kojarzą.
Choroba przejmowała nad nią władzę powoli, zbliżała się niepostrzeżenie i otulała ciężkim kokonem. Kokon nie pozwalał już wstawać z łóżka, zmieniać ubrań i myć włosów. Nie pozwalał się na niczym skupić i spotykać się ze znajomymi. I właśnie to w całej historii uderzyło mnie najbardziej – że choroba zakradała się niepostrzeżenie i odkryto ją dopiero, kiedy całkowicie wgryzła się w ciało i umysł Esther.
Esther opowiada o swoim życiu tak lekko i barwnie, że czyta się to z przyjemnością. Jakby rzeczywiście była to historia o szczęśliwej, młodej kobiecie. Ludzie postrzegają ją jako dziewczynę, która w pełni korzysta z uroków wielkiego miasta, ale nie widzą, że ona już znajduje się pod szklanym kloszem, który oddziela ją od rzeczywistości i nie pozwala normalnie funkcjonować. Nie podejrzewają też, że w jej głowie jest już tylko jedna myśl – w jaki sposób się zabić.
Uratujemy cię, Esther…
Esther próbowano ratować na różne sposoby. Psychoterapią, lekami, elektrowstrząsami. Ale chyba nikt tak do końca nie potrafił jej zrozumieć i nie wiedział, jak jej pomóc. Czy teraz jest inaczej? Nie wiem, jak to jest być chorym na depresję, ale wiem, jak to jest być 19-letnią dziewczyną. Kiedy jesteś już dorosła, ale wcale nie jesteś. Kiedy musisz podjąć życiowe decyzje, a przynajmniej tak wtedy myślisz przy wyborze studiów, a dopiero co decydowałaś tylko o tym, co zjeść na śniadanie. Kiedy nie przeżywasz tych romantycznych miłości, które oglądasz w filmach, tylko same rozczarowania. I kiedy to wszystko cię trochę przeraża, przygnębia, a czasami odbiera chęć do życia.
I faktycznie mogą to być tylko hormony, zwykły smutek i przygnębienie. Ale może to też być powoli opadający na twoją głowę szklany klosz. Ale nie wiesz tego, bo wszyscy wmawiają ci, że jest inaczej. Jak masz więc dostrzec granicę między smutkiem a chorobą ?
…albo nie uratujemy
Teraz depresja i inne choroby psychiczne są już bardziej „oswojone” niż w latach ’60, a mimo wszystko ludzie nie zawsze znajdują zrozumienie i potrzebną pomoc. Ile istnień udałoby się uratować, gdyby kolejki do terapeuty był krótsze, wizyty tańsze, a leki i terapie lepiej dobrane? Wystarczy przeczytać reportaż Miłość w czasach zarazy , żeby uświadomić sobie, jak tragiczne potrafią być losy chorych, w jak opłakanym stanie są niektóre szpitale psychiatryczne i jak nieudolni w swoich działaniach potrafią być lekarze.
Już wiele lat temu słyszałam o „Szklanym kloszu”, ale dopiero teraz po niego sięgnęłam. Gdyby był na liście lektur, przeczytałabym go w odpowiedniejszym czasie. Ale go nie ma i pewnie nigdy nie będzie. Trzeba czytać „Przedwiośnie”.
Spodobał Ci się wpis? Będzie mi miło, jeśli polubisz Zero amperów na FB i Instagramie.