Dziki Zachód, przeprawy przez niebezpieczne tereny i my w roli ranczera gnającego swoje stado z Teksasu do Kansas CIty. Czy uda nam się przeprawić z kompletną i wartościową grupą krów, żeby wysłać je pociągiem jak najdalej i zbić na tym pokaźną sumkę? Sprawdzimy to w Great Western Trail!

NIE TYLKO DLA FANÓW WESTERNÓW
Nigdy nie byłam wielką fanką westernów. A ściślej rzecz ujmując chyba nie obejrzałam żadnego w całości. Jeśli więc kowboje i Indianie to też nie Wasza bajka, pragnę zaznaczyć, że nie ma to żadnego znaczenia. Gra oferuje tak wiele możliwości ruchów i akcji, że nawet gdyby była o sprzedaży podgrzybków w skupie grzybów na Mazurach, wciąż chętnie bym w nią zagrała.
Naszym zadaniem jest przemierzanie szlaku, na którym możemy wykonywać różne akcje umożliwiające zdobycie punktów zwycięstwa. Możemy stawiać prywatne budynki, usuwać niebezpieczeństwa, ulepszać stacje kolejowe i kupować krowy na targu. Ostatnim punktem na naszej drodze jest Kansas City i to właśnie tam wysyłamy bydło do innego miasta, zdobywając za to punkty i pieniądze.
BRAWA ZA INSTRUKCJĘ
Sama idea gry jest więc bardzo prosta, natomiast ilośc zasad powoduje, że ma dosyć wysoki próg wejścia. Co zresztą zadecydowało o tym, że bardzo długo graliśmy w GWT wyłącznie w dwuosobowym składzie. Myśl o tłumaczeniu zasad odrobinę nas przerażała. Ostatecznie okazało się, że przekazywanie tej tajemnej wiedzy zajmuje około godziny. Muszę jednak przyznać, że GWT ma jedną z lepszych instrukcji, jaką do tej pory miałam okazję czytać. Każdą zasadę opisano bardzo dokładnie, opatrując ją odpowiednim obrazkiem, żeby nikt nie miał wątpliwości, gdzie i w jaki sposób może wykonać daną akcję. Oprócz tego ułożono ją w bardzo logiczny sposób, więc nawet w razie wątpliwości w trakcie rozgrywki, szybko możemy znaleźć odpowiedź na nurtujące nas pytanie.

SZYBKO SIĘ NIE ZNUDZI
Great Western Trail to tytuł bardzo regrywalny. Ma na to wpływ kilka czynników. Po pierwsze przed rozpoczęciem rozgrywki losowo układamy kafelki z akcjami do wykonania na wyznaczonych polach, a później możemy dokładać nasze własne kafelki, więc za każdym razem plansza wygląda inaczej. Co za tym idzie nasze planowanie ruchów nigdy nie będzie schematyczne i powtarzalne.
Po drugie mamy kilka dróg do zwycięstwa. Od nas zależy, czy zdecydujemy się na dalekie podróże pociągiem, na handel krowami, na stawianie kolejnych budynków, czy wykorzystamy wszystkie te możliwości. Dodatkowo każdy z graczy wypełnienia indywidualne cele, co również sprawia, że przy każdej grze możemy pójść w trochę innym kierunku. Każdy gracz ma także do dyspozycji swoją planszetkę, na której odblokowuje dodatkowe akcje. Dzięki temu później możemy na przykład mieć więcej kart na ręce lub przesuwać się o większą liczbę pól. Sprawia to także, że przy późniejszych turach łańcuch akcji wydłuża się i w naszej kolejce mamy możliwość wykonania wielu działań.

Mamy tu także mechanikę deck buldingu. Wszystkie pozyskane przez nas karty celów i krów trafiają najpierw do naszej talii i dopiero w określonym momencie wracają „na rękę”. Jedną z zasad jest to, że możemy sprzedać tylko po jednej krowie z każdego rodzaju, więc im liczniejsza i bardziej różnorodna talia, tym większa szansa na opłacalną sprzedaż zwierząt.
PRZYGOTUJCIE CZAS I MIEJSCE
Plansza zajmuje sporo miejsca, a przed rozgrywką musimy na niej umieścić wiele komponentów. Zabiera to niestety trochę czasu. Jednak sama gra przy dwóch osobach nie powinna trwać więcej niż 90 minut. Spodziewałam się, że przy pełnym składzie plansza będzie mocniej rozbudowana i zmieni to nieco rozgrywkę, ponieważ każda osoba ma możliwość stawiania prywatnych budowli. Jednak okazało się, że liczne rozwidlenia dróg dają możliwość omijania cudzych budynków i unikania negatywnej interakcji, więc nie wpłynęło to znacząco na grę. Zauważalne natomiast były częste przestoje i czasami czekanie na swoją turę stawało się nużące. Zdecydowanie wolę GWT w składzie dwuosobowym.

URODĄ NIE GRZESZY, ALE…
Jeżeli chodzi o wrażenia wizualne, to myślę, że z grafiką na pudełku można było się bardziej postarać. Opakowanie dodatku wygląda już o wiele lepiej. Całość jest na przyzwoitym poziomie, jednak bez zachwytów. Za to jakość komponentów jest bardzo dobra, a ikonografiki czytelne i intuicyjne, co sprawia, że po dwóch rozgrywkach właściwie nie potrzebujemy już instrukcji.

Great Western Trail to jedna z moich ulubionych gier. Za każdym razem rozgrywka wygląda inaczej, więc nie wpadniemy w wypracowany schemat. Mamy sporo dróg do zwycięstwa, ale minimalna losowość w postaci pojawiających się na planszy kafelków zagrożeń i pomocników i kart krów, które dobieramy na rękę, sprawia, że czasami musimy modyfikować nasze plany. Jedyne, co odrobinę zniechęca do regularnego wyciągania GWT na stół, jest mnogość elementów. Ich rozkładnie i chowanie z powrotem do pudełka jest dosyć czasochłonne. Jednak myślę, że jeśli zaopatrzymy się w dobry insert, stanie się to mniej problematyczne. Pomijając tę drobną niedogodność, naprawdę polecam tę planszówkową przygodę na Dzikim Zachodzie.
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.