Niewiele jest przeżyć bardziej intymnych od żałoby. Szczególnie jeśli chodzi o śmierć matki – osoby zwykle dziecku najbliższej. Dlatego „Bezmatek” Miry Marcinów to opowieść na wskroś osobista, prywatna i emocjonalna. I chociaż dziecko jest już ponad 30-letnie, to nikt nie powiedział mu, jak radzić sobie z taką stratą, więc musi samo spróbować zrozumieć tę nową, bezmatkową rzeczywistość.
Matka jest tutaj centrum wszechświata. Poza matką – artystką, matką – elegantką, matką, która jest wolnym duchem, smutną, energiczną, szaloną matką, nie ma praktycznie nic. Ona ustala zasady i od niej wszystko zależy, ona stwarza świat córki. A kiedy umiera, jej istnienie staje się jeszcze intensywniejsze. Córka nie może przestać o niej myśleć, analizować wspólnego życia, choroby matki i tego, jak teraźniejszość wygląda bez niej.
Wszystko, co się wydarzyło między mną a matką, wydarzyło się na wieczność, teraz już to wiem.
Matka i jej relacje z córką ewoluują. Najpierw są wspomnienia z lat dziecięcych. Z matką nieidealną, która ma artystyczną duszę, pragnie być piękna i podziwiana i nie zawsze wie, jak radzić sobie z życiem. Zbyt często pociesza się alkoholem. Ale fascynuje swoją córkę, która chce na nią patrzeć, być przy niej i łapać jak najwięcej wspólnych, drobnych momentów. Później (wiele lat później) niespodziewanie przychodzi nowotwór. Rak pojawia się w życiu matki i córki na rok i odwraca ich role. Teraz córka zajmuje się matką, pielęgnuje ją, karmi, przebiera i pocieszająco trzyma za rękę. A później jest śmierć i żałoba, które obejmują córkę i trwają przy niej, jak ona wcześniej trwała przy matce. I wtedy widać najmocniej, że nieważne jak skomplikowane relacje byłyby między dzieckiem a rodzicem, to odejście kogoś tak bliskiego, tworzy w człowieku ogromne zmiany. I autorka doskonale to pokazuje.
Chociaż „Bezmatek” napisany jest prozą, to formą przypomina tomik poezji. Zresztą w samym języku da się wyczuć, że autorka w poezji odnajduje się doskonale. Potrafi składać zdania wysmakowane, często przewrotnie skonstruowane i nadające słowom nowe sensy.
Na każdej stronie znajduje się fragment jakiegoś wspomnienia, wyrzut sumienia, urywek przemyślenia, albo pytanie rzucone w przestrzeń, nieczekające na odpowiedź. Całość przeplatają słowa piosenek, wierszy, dziecięcych rymowanek. Oryginalna kompozycja przypomina coś na kształt poetyckiego pamiętnika, który jest próbą zrozumienia nowej sytuacji, własnych uczuć i chęcią ocalenia matki od zapomnienia.
Wcześniej nie czytałam książki, która w całości poświęcona byłaby żałobie i która zgłębiłaby ten temat w tak niezwykły sposób. Wspominanie zmarłych rodzi zawsze ryzyko patosu, popadania w przesadę i pretensjonalne opowiastki. Mira Marcinów wie jednak, jak nie uderzać w płaczliwe tony, a mimo wszystko opowiedzieć o śmierci w taki sposób, że ból córki z „Bezmatka” staje się namacalny. Czy istnieje lepszy czas niż listopad, żeby sięgnąć po ten tytuł?
Bądź na bieżąco, polub Zero amperów na FB i Instagramie.